W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Dodatkowo, korzystanie z naszej witryny oznacza akceptację przez Państwa klauzuli przetwarzania danych osobowych udostępnionych drogą elektroniczną.
Powrót

Juliusz Małachowski - zapomniany bohater

Uwieczniony w utworze Herberta bohaterski żołnierz, to podpułkownik Juliusz hrabia Małachowski herbu Nałęcz. Warto wspomnieć jego sylwetkę jako kolejnego z rodu Małachowskich, tak zasłużonego ojczyźnie.

Juliusz hrabia Małachowski na obrazie

„Prowadzi żołnierz Juliusz Hrabia wąwozem cienistym, prowadzi pod górę. Jest błękitny, amarantowy, a wąs złoty jego. Pod górę prowadzi wśród grabów i kwietniowych ptaków. Aż tu ciżba Moskali, las w lesie, mrowie. Juliusz Hrabia podnosi oczy, szuka słońca glorii. Pochmurno. Unosi się w strzemieniu, wyciąga szyję, chce wypruć z nieba jeden promień. Raptem czernieją jego akselbanty. Już nie przypomni sobie łacińskiego zdania. Teraz, gdzie kończy się wąwóz – szary kamień i Anioł Pański”

Zbigniew Herbert „Wąwóz Małachowskiego”

 W niedzielę 18 kwietnia minęło 190 lat od jego bohaterskiej śmierci. Urodził się w Końskich 11 lutego 1801 r. jako najmłodszy syn generała Stanisława Aleksandra Małachowskiego i Anny Stadnickiej. W młodości interesował się sztuką i literaturą. Sam, z sukcesem, próbował swych sił jako poeta. Jego nazwisko znajdziemy m.in. w opracowaniach „Liryka Powstania Listopadowego”. Podróżował po Europie, był w Niemczech, Anglii i we Francji. Po powrocie z zagranicznych wojaży osiadł w rodzinnym majątku i zajął się gospodarką. Miał doskonały kontakt z młodzieżą. Jego charyzmatyczna osobowość sprawiła, że stał się autorytetem dla rówieśników. Lubili razem polować i strzeleckie umiejętności chętnie wykorzystali do walki z Moskalami. Spośród odważnych przyjaciół, z własnych funduszy w grudniu 1830 r. hrabia uformował i uzbroił batalion wolnych strzelców sandomierskich, dla których napisał „Marsz wolnych strzelców sandomierskich” pod melodię „Chóru strzelców” C.M. Webera „Wolny strzelec”.

Na odgłos narodu
I wodza i brata,
Na burzę z zachodu
Już dobądź bułata.

 Na koniu, со w cwale
Sokoli ma lot,
I z bronią, со w strzale
Huczniejsza nad grzmot.
Uderzmy, wybijmy
Wrogów, wrogów, wrogów, wrogów.

 Jak wesół, tak mężny,
Krwi Polak nie chciwy;
Jednością potężny,
Wolnością szczęśliwy.

Czy kniazie wypędza,
Czy kraj broni swój,
Krwi swej nie oszczędza,
Gdy idzie na bój.

Uderzmy, wybijmy
Wrogów, wrogów, wrogów, wrogów.

Stając na czele batalionu strzelców i kosynierów w 1831 r. wyruszył z Końskich, by dołączyć do powstania listopadowego. Jako źródło warto przytoczyć czasopismo „Polak Sumienny” wydawane w Warszawie w latach 1830 - 1831, które zawiera krótką relację naocznego świadka, obejmującą akapit dotyczący Końskich:

„W powrocie z Kielc do Końskich wszędzie już widziałem mieszkańców przybranych w białe kokardy i z zapałem przyjmujących wiadomość, iż się zbliża chwila zrzucenia jarzma despotyzmu. W Końskich dnia 6 Grudnia w kościele parafialnym odczytane zostały odezwy rządu, a gwardya narodowa otrzymała z rąk kasztelanowej Małachowskiej sztandar na prędce przez nią zrobiony; godło uczuć narodu, orła białego na chorągwi trójkolorowej! Czuła ta Polka ze łzami ukontentowania oddawała sztandar zgromadzonym obywatelom, a synowie Jej Henryk i Juliusz towarzyszyli sztandarowi przed odwach miejski, gdzie został złożony. Dnia 7. uskuteczniony został spis gwardyi narodowej i mianowanie setników oraz dziesiętników, w którym to dniu i ja opuściłem Końskie.” 

Podczas powstania odznaczył się brawurową akcją ataku na koszary rosyjskie w Puławach 26 lutego 1831 r., za co otrzymał Złoty Krzyż Orderu Virtuti Militari. Następnie wraz ze swym batalionem uczestniczył w wyprawie generała Juliana Sierawskiego na rosyjski korpus Kreutza, biorąc udział w walkach pod Wronowem. Kolejne starcie z Moskalami w Kazimierzu Dolnym 18 kwietnia 1831 r. było dla Juliusza tragiczne. Osłaniając odwrót wojsk, z kosą w ręku, poprowadził swój batalion do ataku. Mając zaledwie 30 lat zginął w sposób heroiczny na skraju wąwozu. Na jego cześć, w miejscu gdzie poległ, na wzgórku, skąd widać trzy krzyże, ustawiono symboliczny, kamienny grób. Wąwóz natomiast nazwano Wąwozem Małachowskiego. Ciało Juliusza zostało przewiezione do rodzinnych Końskich i złożone w podziemiach kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Anny przy cmentarzu na Browarach w Końskich.

Kajetan Suffczyński [pseudonim K.S. Bodzantowicz] XIX-wieczny powieściopisarz w cyklu „Boje polskie” tak opisał śmierć hrabiego:

„(...) Pojął Małachowski, że tylko w białej broni, której nie mieli jego strzelcy leży nadzieja powstrzymania pochodu nieprzyjaciela, zeskoczył też z konia, wziął kosę i stanął przed batalionem: „Dzieci - zawołał - kosa w dobrym ręku stanie za bagnet!... Za mną wiara!” I ruszył naprzód, a cały batalion z okrzykiem hurra biegł za nim. Znana odwaga przywódcy, zapał jaki ożywiał ten dzielny zastęp, wnosić każą, że byłby złamał szeregi nieprzyjaciela, ależ los nieubłagany nie dał mu tej pociechy, bo zaledwie, że ubiegł połowę przestrzeni dzielącej go od nieprzyjaciela, raptownie stanął jak wryty, kosa wypadła z ręki, a on padł nieżywy, bo cztery kule pierś mu przeszyły. (…)

Skrwawione zwłoki Małachowskiego unieśli towarzysze broni i odesłano je stroskanej rodzinie, a na dzień pogrzebu stanął cały jego batalion w Końskich. Liczne grono obywateli z dalekich nawet okolic przybyło na ten smutny obrząd, mnóstwo ludzi wszelkiego stanu, żydzi nawet z rabinami, jeden z nich miał mowę pogrzebową. Towarzysze broni nieśli trumnę na której obok szabli leżał kulami przeszyty mundur, jego koń kirem okryty postępował za trumną, potem osieroceni strzelcy z bronią na dół spuszczoną z wyrazem niewymownego żalu na twarzach, a pochód zamykało tysiąc przeszło jeńców których w różnych spotkaniach zabrał nieboszczyk i jakem wyżej powiedział w Końskich trzymał”.

Przykro, że w naszym mieście nie zachowało się widoczne odniesienie pamięci o tym wielkim Polaku. Niestety, nawet w krypcie wspomnianego kościoła św. Anny w Końskich nie ma pamiątkowej płyty. Zatem, obowiązek nakazuje nam przywołać postać dzielnego Juliusza Małachowskiego. Niechaj pamięć o nim będzie chociaż obecna w świadomości mieszkańców naszej małej ojczyzny.

Agnieszka Krakowiak

{"register":{"columns":[]}}