Patron szkoły
Urodził się 11 listopada 1896 r. w Kosinie niedaleko Rzeszowa. Dorastał w patriotycznej atmosferze – ojciec, Tomasz, był urzędnikiem kolejowym; matka – Elżbieta z Czajkowskich, zajmowała się domem. W rodzinie Kulów żywe były opowieści o zrywach niepodległościowych – szczególne miejsce zajmowało Powstanie Styczniowe, w którym uczestniczył dziadek Leopolda. Przez matkę był też spokrewniony z Michałem Czajkowskim, działaczem niepodległościowym, uczestnikiem Powstania Listopadowego, a później bohaterem Turcji, znanym tam jako Sadyk Pasza.
Wykształcenie Leopold zdobywał w Rzeszowie, dokąd przeniósł się z rodziną, gdy osiągnął wiek szkolny. Poświęcił się nie tylko nauce, ale i, a może przede wszystkim, pierwszej pracy konspiracyjnej. Był skautem, działał w tajnym sprzysiężeniu założonym wraz z kolegami ze szkolnej ławki. Już wtedy, ledwie jako kilkunastoletni chłopiec, nazywany przez kolegów „Lisem”; czuł żołnierskie powołanie.
Jako niespełna szesnastolatek, w październiku 1912 r., wstąpił do Związku Strzeleckiego. Służbę w organizacji będącej zalążkiem Legionów poczuwał sobie za wielki honor, lecz i obowiązek. Choć niedoświadczony, chęcią działania i zapałem przewyższał starszych kolegów. Szef sztabu Komendy Głównej Związku Kazimierz Sosnkowski miał przebywając w Rzeszowie, zwrócić szczególną uwagę na młodzieńca w strzeleckim mundurze, który wręcz palił się do pracy. Nastolatek zebrał też pochwały od samego Józefa Piłsudskiego, który przybył na manewry wojskowe w Jaśle.
Wybuch wojny przerwał naukę Lisa-Kuli, choć ten nie zapomniał o znaczeniu dobrego wykształcenia. Egzamin maturalny zdał już w toku walk na froncie, w styczniu 1915 r., korzystając z przepustki wojskowej.
Zanim strzelec Piłsudskiego poświęcił się walce o polską sprawę z bronią w ręku, odbył z wyróżnieniem tajny kurs oficerski w Zakopanem.
Symboliczne odzyskanie przez Polskę niepodległości przypadło w 22. urodziny ówczesnego majora. Ojczyzna wracała na mapę świata, ale czekała ją jeszcze długa i wyboista droga naznaczona walką o kształt granic. Lis-Kula, już jako oficer odrodzonego Wojska Polskiego, na własną zresztą prośbę, został skierowany na front wołyński. Wykazał się wielokrotnie, szczególnie zaś pod Poryckiem, atakując zupełnie zaskoczone oddziały ukraińskie.
Była noc z 6 na 7 marca 1919 r., gdy młody, ale już doświadczony oficer, dał rozkaz do ataku na Torczyn, silnie broniony przez nieprzyjaciela. Polacy raz jeszcze odnieśli spore sukcesy – miasteczko udało się zająć, ale okupiono to największą stratą. Rana w pachwinę, jaką otrzymał mjr „Lis”, okazała się śmiertelna. 7 marca nad ranem mimo pomocy lekarskiej zmarł.
Gdy smutna wieść doszła do Warszawy, otrzymał błyskawiczny pośmiertny awans o dwa stopnie, stając się pułkownikiem. „Młoda Armia Polska straciła jednego z najlepszych swych oficerów” – ogłoszono w komunikacie Sztabu Generalnego WP, wydanym nazajutrz po śmierci bohatera.