W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Dodatkowo, korzystanie z naszej witryny oznacza akceptację przez Państwa klauzuli przetwarzania danych osobowych udostępnionych drogą elektroniczną.
Powrót

Pielgrzymka do Pratulina

26.04.2022

pratulin

                                 Pratulin - Sanktuarium Męczenników Podlaskich

Chrystus, zakładając Kościół, chciał, by był on jeden. W 1054 r. doszło do najboleśniejszego rozłamu Kościoła na wschodni i zachodni. Wiele było różnych prób zmierzających do jedności w Kościele. Jednakże dopiero XVI-wieczne starania zjednoczeniowe przyniosły pewne trwałe owoce. W 1596 r. w Brześciu Litewskim doszło do podpisania tzw. Unii Brzeskiej, na mocy której prawosławni z terenów Rzeczypospolitej wrócili na łono Kościoła katolickiego, zachowując jednakże liturgię wschodnią. W ten sposób zrodził się Kościół greckokatolicki, zwany inaczej unickim (od łac. słowa unio - jedność). Unii przeciwny był od początku prawosławny Patriarchat moskiewski i carowie Rosji, jednakże nie mogli nic zrobić mieszkającym tu Polakom, dopóki tereny te należały do Polski.

 

Prześladowania Unitów

W wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej Unici znaleźli się przede wszystkim w zaborze rosyjskim i austriackim. Szczególne prześladowanie Unitów miało miejsce pod zaborem rosyjskim gdyż Rosja uważała Unię za zawartą nieprawnie i traktowała Unitów jako odłączonych przemocą od Kościoła Prawosławnego. Największa akcja nawracania na prawosławie rozpoczęła się po drugim rozbiorze Polski. Prześladowania unitów dokonywały się według scenariusza wypracowanego w Petersburgu. Najpierw, z cerkwi unickich usuwano wszystko, co się łączyło z liturgią łacińską, zatem organy, konfesjonały, monstrancje, dzwonki itp. — To kojarzyło się im z polskością. Urzędnicy carscy namawiali, aby unici dobrowolnie przyjęli prawosławie. Potem stosowano groźby i nakładano bardzo wysokie kontrybucje. A gdy to nie przynosiło oczekiwanych rezultatów więziono lub zsyłano ich na Sybir. Wreszcie uciekano się do użycia broni i morderstw. Unici byli gotowi poświęcić swój majątek w obronie katolickiej wiary. Umieli za nią cierpieć a nawet byli gotowi za wiarę przelać krew. Męstwo i odwaga oraz duch chrześcijańskiej miłości obecny w ich życiu sprawiały, że wielu prześladowców nawracało się na katolicyzm. Dlatego załogi wojskowe były tu wymieniane co dwa miesiące.

W klimacie planowych prześladowań w całej unickiej diecezji chełmskiej, zatem na Podlasiu i w Ziemi Chełmskiej, zaistniało Wydarzenie Pratulińskie. W Pratulinie zastosowano podobne metody jak w wielu innych parafiach unickich. Chciano „na siłę” unitów uczynić wyznawcami religii cara. Wierni zdecydowanie sprzeciwiali się tym usiłowaniom. Doszło tu do otwartej i publicznej konfrontacji z Kutaninem, carskim naczelnikiem powiatu konstantynowskiego, który zażądał, aby unici przekazali swoją świątynię nowemu proboszczowi, wyznaczonemu przez władze rządowe. Lud nie godził się na rządowego proboszcza. Naczelnik dał kilka dni do namysłu. Wrócił do Pratulina 24 stycznia 1874 r. z sotnią kozaków pod dowództwem pułkownika Steina, niemieckiego luteranina. Przy cerkiewce zebrała się prawie cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy, by otworzyć cerkiew i wprowadzić nowego proboszcza, anty-unitę, ks. Leontyna Urbana. Zebranych straszył wojskiem, które ustawiono tuż za parkanem przykościelnym.

Nerwowe pertraktacje nie rozwiązały sprawy. „Panie naczelniku — powiedział Daniel Karmasz, jeden z autorytetów parafialnych, dziś błogosławiony Męczennik — gdyście zabierali nam organy zaręczałeś nam, że rząd nie ma zamiaru narzucać nam prawosławia. Powiedziałeś, że gdyby kto kiedy od nas lub od naszej cerkwi zażądał czegoś więcej, to wtedy możemy wszyscy, starzy i młodzi, wziąć kołki i za wieś przepędzić każdego, choćbyś ty sam był wtrącającym się do naszej wiary i cerkwi. Tyś sam więc nas nauczył i upoważnił, że dziś stoimy w obronie naszej cerkwi i wiary, gdy nam przez popa chcecie narzucić prawosławie a cerkiew świętą sprofanować. Dziś sądzisz, panie, swoją własną sprawę i swoje słowa. Nie wzięliśmy jednak kołków jakieś ty nam nakazał, wolimy stać i umrzeć bezbronni, przy świętym progu naszej cerkwi”. Pułkownik Stein tymczasem wydał rozkazy i przegrupował żołnierzy. Ci ustawiali bagnety na karabinach, chcąc przemocą zająć unicką świątynię. Wśród jej obrońców byli dawni żołnierze z carskiej armii. Oni znali zasady wojskowego rzemiosła. Wiedzieli, że prawem jest zabroniona brutalność wojska. Dlatego Feliks Osypiuk, nie tak dawno jeszcze służący w armii cara, powiedział: „Wiemy, że według postanowienia carskiego nikogo bić nie wolno. Dlatego, jeśli napadać nas i bić będziecie, będziemy się bronić, czym kto może. Ale jeśli car upoważnił was do zabijania nas, lud gotowy jest zginąć za Boga i wiarę i nie cofnie się ani kroku przed śmiercią”. Wojsko jednak przekroczyło parkan i bijąc łudzi kolbami karabinów oraz kłując bagnetami torowało sobie drogę do cerkwi. Odpowiedzią na brutalność kozaków były rzucone kamienie i bojowo podniesione, znalezione w pobliżu, kołki. Pułkownik Stein wycofał nieco poturbowanych żołnierzy. Rozkazał teraz rozwinąć sztandar wojskowy, nabić broń i zatrąbić „do ataku”. Uderzono w bębny. Padł rozkaz strzelania. Daniel Karmasz, który trzymał duży krzyż zawołał do współobrońców świątyni: „Odrzućcie wszystko, kołki i kamienie, pod kościół. To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!” Ktoś zaintonował pieśń: Kto się w opiekę… Padła komenda: ognia!

Padły strzały. Upadł zabity Wincenty Lewoniuk. Śmiertelnie został postrzelony Daniel Karmasz. Upadł na krzyż, który jeszcze przed chwilą trzymał wysoko nad głowami. Krzyż podniósł Ignacy Frańczuk z Derła, ale i on zaraz martwy osunął się na ziemię. Śmiertelna kula dosięgła 19-letniego Aniceta Hryciuka z Zaczepek, który przyniósł obrońcom jedzenie. Wychodząc z domu powiedział: „może i ja będę godny, że mnie zabiją”. Teraz leżał martwy. Jego martwe ciało podniósł z ziemi Filip Geryluk, sąsiad młodego męczennika, wołając do kozaków: „już narobiliście mięsa, możecie go mieć więcej, bo wszyscy jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę”. Za chwilę sam padł rażony kulą. Onufrego Wąsyluka, który rok temu za 800 rubli został wykupiony od służby wojskowej, kula trafiła w głowę, rozrywając czaszkę. Świadkami jego śmierci była żona i matka, która opłakiwała swego syna. — „Matko, nie płaczcie swego syna jak ja nie płaczę straty męża — pocieszała synowa; wszak on ani za zbrodnię, ani za występek został zabity. Owszem, cieszmy się, że poległ za wiarę. O, gdybym ja była godna umrzeć z nim.” Od kul kozackich zginęło na miejscu dziewięciu unitów, czterech ciężko rannych umarło tej samej doby w domach. Masakra zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek postrzelenia żołnierza przez współatakującego kozaka. Przerwano więc ogień. Teraz żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli przy pomocy siekiery. Do świątyni wprowadzono rządowego proboszcza. Tymczasem rozproszony lud zbierał swoich rannych, których było ok. 180 osób. Ciała zabitych zaś leżały na cmentarzu przez całą dobę. Potem pogrzebano je, bezładnie wrzucając do wspólnej mogiły, którą zrównano z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku. Miejscowi ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce.


      W dniu 21 marca grupa uczniów  naszej szkoły  przygotowująca  się  do  przyjęcia Sakramentu Bierzmowania  wyruszyła  wschodnim   szlakiem  Polski. Celem  wycieczki  było sanktuarium  błogosławionych Męczenników Podlaskich w Pratulinie. Tam w ciszy i skupieniu  uczestniczyli w katechezie,  we Mszy św. oraz nabożeństwie Światła.

Wyjazd był bardzo owocny. Wszyscy wrócili bardzo  zadowoleni  z nowymi wskazówkami na dalsze życie.

                                                                                                                  Zofia Jagiełło

{"register":{"columns":[]}}